W internecie znowu zawrzało. Materiał Dzień Dobry TVN, na którym kompromituje się kilku blogerów swoją wiedzą i niewiedzą o modzie i wszechświecie jednych utwierdził w przekonaniu, że blogosfera to dno, a innym kazał głośno krzyczeć „my ich nie znamy!”.
Jedna z moich ulubionych książek o Internecie to „Kult amatora” autorstwa Andrew Keena, który w ostry sposób rozprawia się z mądrością tłumu i pokoleniem sieci. – Web 2.0 tworzy nieskończenie zdefragmentowaną kulturę, w której jesteśmy przeraźliwie zagubieni, nie wiedząc, na czym skupić uwagę i czemu poświęcić ograniczony czas – pisze Keen. Sądzę, że materiał z Dzień Dobry TVN też niejednego internautę oderwał od pracy i zabrał mu cenny czas, a przy tym dał okazję do wyśmiania kilku osób, a żeby czasu nie marnować to od razu do wyśmiania całej blogosfery.
Nie trzeba było długo czekać, by pojawiły się pytania o występujących blogerów. – Kto to? Kim oni w ogóle są? Nie znamy ich! – można przeczytać na blogach, czy w serwisach społecznościowych. Też nie znam ani jednego człowieka, który wypowiada się tam na temat… projektantów, ale i tak mam podstawy, by wrzucić ich do jednego wora. Wora pełnego amatorszczyzny.
Wiele razy zastanawiałam się czy absolutna wolność słowa jaką daje nam internet, przynosi więcej szkody, czy pożytku. Jeszcze nie znalazłam na to jednoznacznej i satysfakcjonującej mnie odpowiedzi, ale blogerzy modowi Filipa Chajzera pokazują w bardzo przystępny i namacalny sposób to, co Andrew Keen opisuje na ponad 200 stronach książki.
– W świecie Web 2.0 szaleństwo polega na tym, że tłum kocha się sam w sobie. Dzisiejszym niezwykłym złudzeniem jest mądrość tłumu – czytamy w „Kulcie amatora”.
Blogerzy są dzisiaj na topie. Znają się na modzie, kosmetykach, sprzęcie RTV, samochodach, jedzeniu, gotowaniu. Znają się na wszystkim. Pozwalają sobie na krytykę bądź pochwałę w każdej kategorii. Są specami od seksu, bywania, podróży, architektury, a później ekspertami od własnego sukcesu. Ale zazwyczaj (nie twierdzę, że zawsze) są w tym wszystkim amatorami.
Zanim popadniemy w całkowity kult amatorszczyzny i będziemy czerpać wiedzę o tym jak żyć, warto krytycznym okiem popatrzeć na to, kto siedzi po drugiej stronie ekranu i co nam serwuje.
– W czasach autopublikacji w internecie nikt nie wie, czy jesteś psem, małpą, króliczkiem wielkanocnym czy też pingwinem (…). To dlatego, że wszyscy inni zajęci są egocastingiem, są zbyt zanurzeni w darwinowską walkę o kontrolę umysłów, by słuchać kogokolwiek – kwituje Andrew Keen.
Kult amatora szerzy się niestety nie tylko w blogosferze, ale też w szeroko pojętym content writingu – często teksty pisane są typowo „pod roboty”, przesycone słowami kluczowymi, a nie wnoszą nowej treści. Warto pamiętać, że ktoś je jednak czyta i że warto poświęcić więcej czasu na wartościowe pisanie, bo to przyniesie copywriterom i ich klientom więcej korzyści.
Czy to wina bloggerów, czy czytelników? Bloggerzy piszą o tym, o czym chce czytać gawiedź. Niestety mamy takie społeczeństwo. Na szczęście nie całość. Kult amatora będzie się szerzył, ale to nie znaczy, że nie będzie alternatywy.
Jednak internet jest wolny i dlatego powstaje tka wiele blogów osób które opisują swoje życie. No jest w tym wszystkim wiele blogów które są prowadzone fałszywie i tylko dla pieniędzy, jednak takie strony widać z daleka… Co do amatorów blogów, każdy robi jak potrafi 🙂 tak jak kiedyś mówiono śpiewać każdy może teraz tak samo można powiedzieć o blogach.
Dokładnie tak… sfera blogerów jest strasznie zamieciona i sztucznie kreowania w tą stronę gdzie jest najwięcej użytkowników i tematy są ogólne dla każdej grupy… W celu znalezienie czegoś wartościowego musimy przebić się przez masę śmieciowych stron.. 🙂