Masz problemy z pamięcią, koncentracją, kreatywnością? Twoje dzieci będą miały jeszcze gorzej. I nieważne czy jesteś rodzicem, będziesz, czy nigdy nie chcesz mieć potomstwa. Wszyscy się ogłupiamy. Coraz bardziej świadomie.
Zacznę od siebie. Innowacyjna ciocia. Uwielbiałam dzieciom pokazywać Talking Toma. Aplikację, w której można było do woli bić kotka w twarz, aż w końcu Tom się przewracał, a nad głową krążyły gwiazdki, które w kreskówkach symbolizują ból albo odchodzenie na drugi świat. Później moim ulubieńcem był pies Ben, który pił piwo i bekał. I jego także pokazywałam dzieciom, by mogły mu podać piwo. Albo uderzyć tak, by Ben popisowo zwijał się z bólu.
Pamięć mojego smartfona wypełniały Talking Friends. Cała seria sympatycznych, gadających zwierzątek. Innowacyjna ciocia w natarciu. Bójcie się rodzice! Wreszcie sama się przeraziłam, kiedy pojawił się upgrade Toma i można było z nim rozmawiać, bo powtarzał głos. I pewnego dnia mój bratanek przyniósł pluszowego psa, by porozmawiał sobie z Tomem. A może nawet, żeby też uderzył go w twarz? Uderzył, czyli… przycisnął palcem do ekranu. OK, wystarczy. Talking Friends już nigdy więcej nie pojawiły się w moim smartfonie jako zabawiacze, niemoich zresztą, dzieci.
Tablety do szafy
Z najświeższego badania zatytułowanego „Korzystanie z urządzeń mobilnych przez małe dzieci w Polsce.” (Millward Brown Poland dla FDN, 2015) płyną raczej przerażające informacje:
- 64% dzieci w wieku od 6 miesięcy do 6,5 lat korzysta z urządzeń mobilnych, 25% codziennie,
- 26% dzieci posiada własne urządzenie mobilne,
- 79% dzieci ogląda filmy, a 62% gra smartfonie lub tablecie,
- 63% dzieci zdarzyło się bawić smartfonem lub tabletem bez konkretnego celu,
- 69% rodziców udostępnia dzieciom urządzenia mobilne, kiedy muszą zająć się własnymi, sprawami,
- 49% rodziców stosuje to jako rodzaj nagrody dla dziecka.
Nieco starsze dane, bo z 2012 roku, pochodzą z badań firmy AVG Technologies. Zapytali oni 2,2 tysiące mam co potrafią ich 2-5 letnie dzieci. Okazało się, że więcej z nich potrafiło obsługiwać smartfon niż wiązać sznurowadła, pływać, czy też wsypać płatki do miseczki i zalać mlekiem. Te czynności były za trudne, bo niepraktykowane. Natomiast normalnym widokiem było przybliżanie przez dzieci ekranu za oknem. Traktowały one szybę jak ekran dotykowy, a rzeczywistość jak kolejny film odtwarzany na tablecie.
Skutki uboczne? Rozdrażnienie, płacz, problemy ze snem – to najłagodniejsze objawy uzależnienia dzieci od smartfonów. Może być znacznie gorzej. Przy intensywnym korzystaniu z ekranów zanikają mięśnie, wysiadają stawy. Dzieci są kruche, łamliwe, mają niższą odporność.
Do drugiego roku życia nie powinno się dawać dzieciom tabletów i smartfonów. One nie powinny dla nich w ogóle istnieć. To czas poznawania rzeczywistości, emocji, smaku porażki. To nauka panowania nad emocjami. Okazuje się, że z tabletem w ręku może to się nie udać. I to nie jest żadne demonizowanie. Jesteśmy na etapie ukazywania się pierwszych poważnych badań naukowych, sumowania z nimi osiągnięć neurobiologi i wyciągania wniosków. I trzeba o tym głośno mówić, a my wszyscy, którzy beztrosko wyciągaliśmy Talking Friends powinniśmy posypać głowy popiołem.
Dotyk smartfona
Przesuwanie palca po ekranie to bardzo monotonna czynność, która sprawia, że nie rozwijają się wszystkie rejony mózgu. Okazuje się, że mniejsza jest kora czołowa u nastolatków, którzy nadmiernie korzystają z nowych technologii. A kora czołowa to obszar, który pozwala kontrolować emocje i odpowiada za racjonalne myślenie, podejmowanie decyzji, funkcje poznawcze.
Podobne zmiany obserwuje się podczas korzystania z ekranów w rejonie mózgu zwanym wzgórze. To obszar odpowiedzialny za odczuwanie empatii i łączenie bodźców fizycznych z emocjami. I homo tabletis również z tym zaczynają mieć poważne problemy.
Dr Victora L. Dunckley, psychiatra z Los Angeles, w artykule dla „Psychology Today” pisze o syndromie elektronicznych ekranów – brak skupienia, czytanie bez zrozumienia, trudności z ułożeniem pojedynczych zdań. A dalej mamy jeszcze impulsywność, nadmierne pobudzenie czy emocjonalną huśtawkę.
Dorośli dają dzieciom nie tylko nowoczesne zabawki, ale też swoim zachowaniem są najlepszym przykładem jak się zachowywać. Dr Jenny Radesky, pediatra rozwojowo-behawioralna z Boston University School of Medicine, przebadała tysiąc dzieci i nastolatków w wieku 4-18 lat i zapytała co sądzą o urządzeniach rodziców. Dzieci pozostały zabójczo szczere. Okazuje się, że 73 proc. dorosłych korzysta podczas posiłku z dziećmi z telefonu. Dlaczego zatem dzieci miałyby się ograniczać? Bajka do posiłku? Proszę bardzo. Tak właśnie kształtują się nawyki.
Socjolog Gary Smal w publikacji „Mózg, jak przetrwać technologiczną przemianę współczesnej umysłowości” podaje, że młodzież używająca tabletów czy laptopów ma dużo mniejszą zdolność do czytania mowy ciała, zadowolenia, irytacji czy innych emocji przekazywanych w relacjach bezpośrednich. Zanikają nawet zdolności interpretowania tonu głosu. W końcu wiadomości tekstowe coraz częściej wypierają rozmowę. A dzieciaki coraz częściej w sieci rozumieją się z innymi lepiej niż w realu. W prawdziwe relacje wchodzą na chwilę i płytko. Są zbyt wymagające. Zbyt absorbujące.
Chwyć za długopis
Coraz rzadziej piszemy ręcznie. Notatki, zeszyty, kalendarze czy tablice to dzisiaj pewien rodzaj oldskulu. To jednak duży błąd, bo już samo pisanie, kreślenie, rysowanie może być zbawienne. Okazuje się bowiem, że ręczne pisanie dobroczynnie wpływa na mózg. Usprawnia pamięć i sprzyja kreatywności.
Neurobiolodzy alarmują. Pisanie długopisem usprawnia nie tylko rękę, lecz także myślenie! Prof. Virginia Berninger z University of Washington przeprowadziła badania za pomocą rezonansu magnetycznego (fMRI). Zaobserwowała, że pisanie ręczne mocniej aktywuje rejony czołowej kory mózgowej, czyli miejsca odpowiedzialnego również za pamięć i przyswajanie nowych informacji.
W eksperymentach nad różnicami pomiędzy pisaniem długopisem a pisaniem ręcznym również wychodzą ciekawe wnioski. Prace napisane długopisem okazują się bardziej kreatywne, a użyte słownictwo bogatsze. W trakcie ręcznego pisania mózg pracuje po prostu pracuje aktywniej.
A na wykładzie – notować czy słuchać? A może jedno i drugie? Pam Mueller z Princeton University i Daniel Openheimer z University of California robili eksperymenty z odsłuchiwaniem wykładu przez studentów. Okazało się, że piszący na komputerze mieli bogatsze notatki, ale mniej zapamiętywali niż studenci piszący ręcznie. Jeśli notujemy na komputerze, to najczęściej bezmyślnie notujemy słowo w słowo i często nic nie pamiętamy.
Fenomenem wśród tych wszystkich badań pozostaje Finlandia, która do końca 2016 roku odchodzi od nauki ręcznego pisania w szkołach. Zamiast nauki pisma łączonego w szkołach pojawiają się lekcje pisania liter zbliżonych do drukowanych, łatwiejszych do napisania. Z kolei większy nacisk Finowie postawili na naukę pisania na komputerze i tablecie.
Fiński pomysł spotkał się z szeroką debatą. Dlaczego? Znowu chodzi o nasz mózg. Tym razem pod lupę wzięto ośrodek Broki, który odpowiedzialny jest za kształtowanie się mowy oraz łączenie liter w słowa. Ośrodek ten aktywuje się w czasie ręcznego pisania. W czasie pisania na klawiaturze jest znacznie słabszy.
Zdaje się jednak, że Finowie wiedzą co czynią, bo ich system edukacji uchodzi za jeden z najlepszych na świecie. Zamiast lekcji kaligrafii wprowadzono w szkołach większą liczbę zajęć plastycznych.
To na koniec, zanim wszyscy wyłączymy ekrany i zajmiemy się czymś analogowym, wideo przerażająco-edukacyjne:
Animacja na końcu to taka wisienka na torcie. Mnie przerażają także dorosłe osobniki homo tabletis i to dziwne uczucie, gdy mam wrażenie, że ktoś odpowiedź na moje pytanie pokaże mi za chwilę napisane na swojej tabliczce.